Obecnie, po bardzo dluzacym sie 13 godzinnym locie, bez posilkow, nielimitowanego alkoholu, telewizorow, lecz z ladnymi stewardesami i w milym towarzystwie nowopoznanej kanadyjki Marley znalezlismy sie w KL. W przeciwienstwie do mnie chlopaki sa pierwszy raz w stolicy Malezji i za zarem w Azji ale po ich minach stwierdzam, ze bardzo im sie podoba w Kula Lumpur. Uwaga mamy, czytajce bloga, nie macie powodow do zmartwien:). Mieszkamy w samym centrum miasta w dzielnicy China Town w nowym hostelu z klimatyzacja, sniadaniem i bardzo mila obsluga, w cenie 20 zl od osoby, do ktorego zaprowadzila nas Marley. Zeby nie bylo tak cukierkowo nalezy wspomniaec, ze Jacka obcieraja nowe sandaly a Olsen zgubil jedyna bluze z dlugim rekawem, ktora mial, ale nie przejeli sie tym mocno, gdyz mamy tu okolo 25C a wokol mekka milosnikow bazarow z “markowymi” ubraniami i butami:P. Jednym slowem nie narzekamy. Pospacerowalismy po miescie, pieszczac nasze podniebienia przysmakami azjatyckiej kuchni a przy tym odhaczywszy kilka atrakcji turystycznych:D Jutro mieszkancy stolicy swietuja dzien niepodleglosci, wiec napewno nie bedziemy sie nudzic... :)
PS tylko kilika tymczasowych fot na fb bo picasa nie dziala
