niedziela, 23 października 2011

Kuala Lumpur na do widzenia

To niestety ostatnie miasto na trasie naszej podróży po Azji. Dostaliśmy się tam z Singapuru bardzo luksusowym autobusem, wyposażonym w rozkładane do spania fotele (3 w rzędzie), jak w klasie biznes, mknący po autostradzie, równej jak stół przez 5h na odcinku 450km! za około 30zł. Tego brakuje w "polskimbusie":). W Kuala Lumpur, byliśmy już wcześniej i na blogu już nie raz wspominaliśmy o tym niezwykłym mieście. Spędziliśmy tu 3 dni w naszym ulubionym hosletu RibbonStayyz, podczas których m.in. zakupiliśmy ostatnie prezenty dla znajomych i rodziny, odwiedziliśmy hinduistyczną jaskinie bad cave, położoną na obrzeżach miasta i ku pamięci, ostatni raz udaliśmy się pod symbol Malezji czyli Petronas Tower.
Nasz wyjazd niestety dobiegł już końca i po około 24 godzinach lotu, z przesiadką w Londynie dostaliśmy się do Gdańska. Bardzo ciężko było nam się zaadoptować do zimnej, jesiennej pogody, która przywitała nas na lotnisku, następnie do pędzącego trybu życia, do którego po tak wspaniałej i beztroskiej podróży ciężko się przystosować a tym bardziej zebrać się do napisania kilku słów na blogu:P 
Indonezja to niezwykły kraj wielu kontrastów w którym każdy znajdzie coś dla siebie. To olbrzymie państwo, po odwiedzeniu którego ma się wrażenie jakby się było co najmniej w 3 zupełnie rożnych krajach. Pełna dzikich zwierząt, ciężka do przemierzania Sumatra, rozwijająca się w zabójczym tempie, przeludniona, często bardzo nowoczesna, a zarazem pełna niebezpiecznych i jakże cudownych wulkanów Jawa, turystyczna i pełna najlepszych surferskich spotów Bali i oczywiście najcudowniejsza na świecie wyspa Gili Air to miejsca, które pozostaną w naszej pamięci na zawsze... To własnie ich odkrywanie powoduje, że podróże są naszą wielka życiową pasją, a niekiedy pożerającą całe oszczędności:)
Dziękujemy za odwiedzanie naszego bloga i mamy nadzieję że udało nam kogoś zainspirować do podążania w kierunku fantastycznej Azji południowo-wschodniej :)
Zapraszamy również na prezentacje z wyjazdu, której termin podamy w najbliższym czasie.

Krzysiek


środa, 19 października 2011

Singapur

Po półtoramiesięcznym pobycie w naszej ukochanej Indonezji, w końcu musieliśmy się z nią niestety pożegnać:(. Wsiedliśmy w samolot i podziwiając przez okno widoki Balijskich wulkanów, unoszących się ponad chmurami udaliśmy się do wspaniałego państwa na wschodnim krańcu Półwyspu Malezyjskiego a dokładnie do Singapuru. To miasto - państwo położone na wyspie o tej samej nazwie i powierzchni jedynie nieco ponad 500km2. Niesamowicie nowoczesne miejsce, które zaszokowało nas od samego wyjścia z samolotu. Lotnisko Changi to jeden z najnowocześniejszych portów lotniczych na świecie, który ciągle się rozbudowuje. Można tu znaleźć (co jest szczególnie ważne dla turystów budżetowych) liczne darmowe! "umilacze" takie jak: komputery z dostępem do internetu, który z resztą w całym Singapurze jest bezprzewodowo dostępy 4 free, leżanki z widokiem na pas startowy, na których wygodnie można przespać noc na lotnisku, masażery do nóg, piękny i przytulny wystrój, relaksującą muzykę w tle i oczywiście, jak w całym mieście wszechobecną zieleń. Na lotnisku skorzystać można z bardzo fachowej informacji turystycznej gdzie, zarezerwowaliśmy tani hostel i otrzymaliśmy informacje o wszystkich atrakcjach wartych odwiedzenia, zaznaczonych na otrzymanej na miejscu mapie miasta:) Spędziliśmy tu jedynie dwa dni ale pozwoliły nam one zobaczyć to, na co w Singapurze najbardziej liczyliśmy; czyli fascynującą urbanistykę tego fantastycznego miasta, a szczególnie po zmroku:) Nie będę się zbytnio o tym rozpisywać, bo ciężko jest to, co widzieliśmy ubrać w słowa:) Dodam tylko, że mieliśmy okazję zobaczyć niesamowite (naturalnie już darmowe:P) multimedialne show z udziałem fontann, laserów, świateł, ognia i niezwykłej muzyki. Obrazy w nim wyświetlane są z dachu wspaniałego hotelu "Marina Bay" i rzucane na ścianę wody z fontann przy brzegu słynnej zatoki o tej samej nazwie. Żaden film i żadne zdjęcia nie oddadzą tego klimatu ale spróbujcie:)

Singapur

fot. Krzysiek, Jacek

piątek, 14 października 2011

Bali

Bali to znana na calym swiecie wyspa, na ktora corocznie zjezdzaja setki tysiecy, a nawet miliony turystow. Ludzi z calego swiata przyciagaja tu, skupione w jednym miejscu, typowe indonezyjskie atrakcje tj. piekne plaze, zielone tarasy ryzowe, potezne wulkany, wspaniala i bardzo oryginalna architektura, hinduistyczne swiatynie oraz barwne ceremonie zwiazane z ta religia. Ponadto Bali jest mekka dla surferow - to jedno z najchetniej wybieranych miejsc na swiecie przez amatorow tego sportu. Na wyspie tej mozna sie rowniez dobrze zabawic....
Nasz pobyt na Bali ograniczylismy do dwoch dni w Permuteranie, a po powrocie z Gili Islands pozostalych pieciu dni w Ubudzie i Kucie.
Ubud slynie glownie z przepieknej i niepowtarzalnej balijskiej architektury oraz okolicznych majestatycznych swiatyn, rozsianych pomiedzy polami ryzowi i plantacjami kawy, do ktorych dotarlismy wynajetymi skuterami. W miescie jest wiele malych sklepikow z rekodzielem i lokalnych galerii, dlatego wielbiciele zakupow bedac na Bali chetnie odwiedzaja to miejsce. Dla osob takich jak my, z malym budzetem dobra alternatywa jest potezny bazar, na ktorym zaopatrzyc sie mozna w piekne pamiatki (Krzysiek z Jackiem kupili tyle talerzy, ze teraz ledwo nosza swoje plecaki:)).
Do Kuty pojechalismy w jednym celu - surfowania:) Oprocz tego, ze jest to jedna z lepszych serferskich miejscowek na swiecie, nie jest zbyt interesujacym i pieknym miejscem - korki, wszechobecne centra handlowe i potezne betonowe hotele powoduja, ze przypomina to bardziej zatloczone miasto niz rajska wyspe. Jednak nie podlega dyskusji, ze w Kucie surfing byl dla nas numerem 1. Przez 3 ostatnie dni pobytu na wyspie stawialismy nasze pierwsze kroki, podpatrujac wyczyny miejscowych surferow, czerpiac z tego niesamowita przyjemnosc. Jest to powod, dla ktorego w przyszlosci na pewno odwiedzimy jeszcze to miejsce.

Gosia i Krzysiek


Ubud, Bali (Indonesia)


Pemuteran, Bali (Indonesia)


Kuta, Bali (Indonesia)

fot. Krzysiek, Jacek i Gosia

środa, 5 października 2011

Gili Air

Po trzydniowej wspinaczce na wulkany Jawy wyladowalismy na znanym na calym swiecie Bali. Basen, rzecz ktora wydawala nam sie zbednym dodatkiem, okazal sie calkiem mila atrakcja podczas naszego 2-dniowego odpoczynku w Permuteranie - pierwszej miejscowosci do ktorej trafilismy. Wylegiwanie sie na basenowym lezaku, popijanie miejscowej nalewki z oleju palmowego - Araku oraz obserwowanie splywajacej lawy na wzgorzu za naszym resortem:) okazalo sie mila odmiana od trudow ostatnich dni.
Zwiedzanie Bali postanowilismy pozostawic sobie na koniec pobytu w Indonezji i zdecydowalismy ruszyc prosto na Gili Islands. Nie planowalismy wczesniej tego kierunku, jednak ludzie spotkani na naszej drodze goraco polecali nam to miejsce. Po dosc wyczerpujacej podrozy, w koncu postawilismy nasze stopy na snieznobialym piasku jedenj z trzech wysp Gili - Gili Air.
Gili Islands to polozone obok siebie 3 niewielkie wyspy, z ktorych kazda jest inna. Gili Trawangan - najwieksza z nich to cel ludzi spragnionych imprez i nocnego zycia. Gili Meno - najmniejsza i najspokojniejsza, dla ludzi szukajacych wytchnienia od codziennego zgielku. Gili Air - to cos posrodku a zarazem najprawdopodobniej najpiekniejsza z trzech - dla nas okazala sie rajem na Ziemi.
Brak pojazdow mechanicznych, drog, betonowych hoteli a czasem takze pradu powoduje, ze wyspa wyglada na nieskazona przez czlowieka.
Dni na Gli Air mijaly leniwie i bylo to pierwsze miejsce, gdzie nierobienie niczego sprawialo nam tyle przyjemnosci. W miedzyczasie wylegiwania sie na plazy i spacerowania  wokol wyspy czesto nurkowalismy podziwiajac niesamowite rafy i zycie morskich zwierzat. Widzielismy niezliczonae gatunki kolorowych ryb, weza morskiego, a nawet parokrotnie majestatyczne zolwie, ktore udalo nam sie nawet dotknac, a Krzyskowi plywac na grzbiecie jednego z nich. Kosztowalismy lokalnej kuchni, ktora okazala sie swietna, w szczegolnosci swieze grilowane ryby i roznorakie potrawy, gotowane w sosie curry. Wieczory zas spedzalismy najczesciej w naszym ulubionym miejscu o nazwie Zipp Bar z przemila i bardzo wyczilowana zaloga lokalnych barmanow, ktorzy dlugo pozostana w naszej pamieci. Oprocz barmanow poznawalismy tam wielu ludzi z calego swiata, ktorzy tak samo jak my byli zauroczeni tym miejscem. M.in wczasy na wyspie spedzala przesympatyczna gromadka Rosjan, ktora zaprosila nas nawet na swoje wesele na pobliskiej plazy (fotek z wesela brak, z powodu awarii aparatu Gosi:(). Inna ekipa, z ktora spedzalismy duzo czasu na wyspie byla trojka chlopakow z Gdanska. Wspolnie lodka oplynelismy 3 Gili Islands, nurkujac i podziwiajac podwodny swiat.
Opowiesci o problemach z opuszczeniem wyspy okazaly sie rowniez problemem i w naszym przypadku,. Planowane wczesniej 3 dni zamienily sie w 8, czego nawet przez chwile nie pozalowalismy!!! Totalnie wyczilowani wyruszylismy w nasza dalsza podroz na Bali.

Gosia i Jacek

Gili Air (Indonesia)
foto: Gosia Jacek i Krzyn

poniedziałek, 3 października 2011

Guang Ijen

Po sniadaniu wsiedlismy w minibusa i udalismy sie w kilkugodzinna droge na drugi wulkan o nazwie Ijen (Idzien) polozony na wschodnim skraju Jawy. Po poludniu dojechalismy do wioski, oddalonej o godzine drogi od podnoza, slynacej z uprawy kawy. Spedzilismy tam noc w towarzystwie kilkunastu turystow z Europy, w jedynym hotelu w okolicy. Poznalismy takze Tomka i Ule, bardzo sympatycznych Polakow, wraz z ktorymi spedzilismy tam wieczor. Moczylismy zmeczone podroza i brudne od wulkanicznwego pylu ciala w hotelowym basenie z goraca woda pochodzaca z okolicznych zrodel. Atrakcja wieczoru byl rowniez Aleksjej serwujacy wszystkim gosciom niekonczace sie, wlasne poklady rumu z cola i opowiadajacy przezabawne historie w jezyku ciala:) gdyz nie znal angielskiego. Poranek nastepnego dnia byl przez to bardzo ciezki, szczegolnie, ze sniadanie bylo o 4 rano. Sam treking do wulkanu to ok. 2 godzin marszu pod gore, niekiedy bardzo stroma, ale za to z przepieknymi widokami. Ijen to wulkan o wysokosci 3211 m n.p.m., gdzie znajduje sie przepiekne wapienne jezioro, a na zboczach olbrzymie poklady siarki. Wulkan polozony jest na terenie parku narodowego, wiec siarke wydobywa sie tu w tradycyjny, nieinwazyjny sposob.Mimo, ze bylo to zakazane i nieliczni turysci sie na to decyduja, nam udalo sie zejsc do srodka krateru i zobaczyc w jak ciezkich warunkach pracuja tam ludzie. Wszechobecny duszacy i gryzacy w oczy dym powodowal ze ciezko wytrzymac tam dluzej niz kilka minut, podczas gdy gornicy spedzaja tam wiele godzin dziennie. Ich mordercza praca glownie polega na przenoszeniu na plecach koszy, wazacych na do 90 kilogramow wypelnionych siarka, najpierw po stromych scianach w gore krateru, a nastepnie w dol zboczy wulkanicznych. Za kilogram urobku dostaja rownowartosc ok. 25 groszy, co przy maksymalnie 2-och kursach dziennie daje raczej niewielki zarobek.
krzysiek
Ijen, Jawa (Indonesia)

foto; Jacek i Krzyn

Guang Bromo

Po ostatnich dniach spedzonych w duzych miastach, postanowilismy poobcowac troche z natura. Jak wiadomo - Indonezja to ciag wysp pochodzenia wulkanicznego, powstalych miliony lat temu na styku dwoch plyt tektonicznych - euroazjatyckiej i australijskiej.Jest to powod duzej aktywnosci sejsmicznej na obszarze calego kraju. Mielismy okazje sie o tym przekonac podczas nocnego trzesienia ziemi w Bukit Lawang. W Indonezji mozna spotkac setki wulkanow, z ktorych duza czesc jest aktywna. Postanowilimy sie wybrac na 2 z nich, polozone we wschodniej czesci Jawy. Pierwszy to Bromo, oddalony o ok. 13 godzin drogi od Yogjakarty. Jest nabardziej charakterystycznym wulkanem, znany z pieknych wschodow slonca i kojarzony z Indonezja. Jest to najwiekszy aktywny wulkan w Indonezji, ktorego ostatnia erupcja miala miejsce 4 miesiace przed naszym pobytem. Jego wysokosc 2329 m n.p.m. moze nie powala, ale widok na krater oraz 2 okoliczne wulkany o poranku totalnie zwala z nog. Do wioski pod wulkanem przyjechalismy o godz. 21, przespalismy sie kilka godzin w calkiem luksusowym jak na tutejsze standardy hotelu, z ktorego rozciaga sie piekny widok na Bromo. O godzinie 4:30 rano wyruszylismy jeepem na punkt widokowy, polozony ok. 5 km od wulkanu i ponad 300 m nad jego kraterem, zeby od 5:00 moc obserwowac niesamowicie malowniczy wschod slonca. Nastepnie wsiedlismy w jeepa i zjechalismy pod samo wzgorze i pieszo podeszlismy do krateru. Krajobraz przypominal troche Marsa;wszedzie ciemno-szary pyl unoszacy sie przy kazdym kroku, czasami nie dalo sie oddychac. Gdy podeszlismy do krateru, z jego srodka buchal dym, co potegowalo uczucie strachu. Niestety, jest to bardzo popularne miejsce, a setki turystow dziennie sprawiaja, ze mozna odniesc wrazenie bycia na Giewoncie w lipcu:)
Krzysiek
Bromo, Jawa (Indonesia)

foto: Jacek i Krzyn

Yogjakarta

Yogjakarta to kolejne sposrod kilku duzych miast na Jawie i jest z nich najchetniej odwiedzane przez turystow, ktorzy zazwyczaj trzymaja sie z dala od stolicy. Yogja (tak w skrocie nazywaja je mieszkancy) to miasto z wieloma atrakcjami, ale tradycyjnie nie zachwycily nas zbytnio. Liczne bazary, przypominajace raczej biedne centra handlowe z niezaciekawym asortymentem, galerie z tradycyjnym rekodzielem to chyba typowe atrakcje duzych miast Indonezji. Glowna z nich, opisana w przewodnikach mial byc Palac Sultana, z ktorego po namowach spotkanych na miejscu Polakow zrezygnowalismy:) Zatrzymalismy sie tu na 2 noce i nasz pobyt zaliczamy do zdecydowanie udanych, dzieki dobremu towarzystwu w przemilym hostelu i naprawde wybornej kuchni. 50 kilometrow od miasta znajduje sie Borbodur - obecnie jedna z najwiekszych buddyjskich swiatyn na swiecie. Pochodzi z 800 r.p.n., stworzona jako kult Siwy i wzniesiona posrodku dzungli Kedu. Byla zapomniana na setki lat i w 1814 roku ponownie odkryta przez angielskiego podroznika. Jest to grobowiec na planie kwadratu o szerokosci 111 metrow i wysokosci ponad 34 metrow o konstrukcji tarasowej, zbudowany z cegiel pochodzenia wulkanicznego, stawianych jedna na drugim bez zadnego spoiwa. My z Gosia po odwiedzinach niesamowitych kambodzanskich swiatyn, Borbodur oceniamy jako zdecydowanie mniej ciekawy. Jacka rozwniez nie zachwycil.

krzysiek
Jogjakarta, Jawa (Indonesia)

poniedziałek, 19 września 2011

Jakarta

Zanim zaczne pisac o Indonezji, po krotce przedstawie Wam, jak sie tu znalazlam. Moja podroz rozpoczelam 14 wrzesnia o godz. 6:00 w Warszawie, skad samolotem linii lotniczych Wizzair polecialam do Paryza, w ktorym spedzilam dzien i noc. Niestety, przez klimatyzacje w samolocie rozchorowalam sie i nie dane mi bylo zobaczyc w Paryzu nic, oprocz wiezy Eiffla z okna mieszkania Ani, ktora przyjela mnie do siebie na noc. 14 wrzesnia o godz. 10.30 liniami lotniczymi AirAsia wylecialam z Paryza Orly do Kuala Lumpur, w ktorym to wyladowalam 15 wrzesnia o godz. 5:30 tamtejszego czasu. Po dniu spedzonym na strefie wolnoclowej wieczorem wylecialam z KL, by po 2 godzinach spotkac sie z Krzyskiem i Jackiem w Jakarcie. Przy okazji wspomne o tym, ze jeszcze na lotnisku w Kuala Lumpur spotkalam Olsena, ktory po 3 tygodniach podrozowania z chlopakami wlasnie przez KL wracal do Polski:) Jakarta to stolica Indonezji. Jest polozona na Jawie, uchodzacej za najgesciej zaludniona wyspe swiata. Sama Jakarta liczy ponad 12 milionow mieszkancow, o czym zdazylismy sie szybko przekonac.. Oprocz masy ludzi, setek wiezowcow, chaosu i brudu nic specjalnego w Jakarcie nie zwrocilo naszej uwagi. Jednak to pierwsze zderzenie z Indonezja nie bylo dla mnie najgorsze, bo ludzie tam mieszkajacy sa przesympatyczni, bardzo pomocni, ale nienachalni. Z ciekawostek moge wspomniec, ze na glownym placu miasta udzielalam wywiadu do szkolnej telewizji:) Stolice Indonezji potraktowalismy jedynie jako miasto przesiadkowe do Yogjakarty, o ktorej wiecej juz w kolejnym poscie.
gosia
Jakarta, Jawa (Indonesia)

niedziela, 18 września 2011

Padang i ryba z wystawy

W Bukittinggi pozegnalismy sie z Olsenem, ktory wracal juz do Polski i pognalismy do Padang public nini busem upakowanym do granic, ja na taborecie w przejsciu, Jacek na glosniku basowym. Po co taki glosnimk w tutejszym ZTM-ie? a po to zeby podrozni mogli puszczac na caly regulator, nieprzyswajalna dla europejczyka swoja wlasna muzyke. Bukittinggi - Padang - 85 km = 3h = 20 000 Rp. = 7pln. Z Padang mielismy za 2 dni (dzieki bogu) lot na Jawe, konkretnie do stolicy Indonezji Jakarty gdzie dolaczyc miala do nas Gosia. Plan byl taki, zeby czekajac na lot pozostale 2 dni pochillowac na wyspie niedaleko Padang. Niestety nie powiodl sie, gdyz lalo !!!. Tak wiec spedzilismy z Jackiem 2 noce w okropnym portowym miescie. Powluczylismy sie po smierdzacych ulicach, zjedlismy najgorsza rybe jak dotad. Po za niektorymi swietnymi lokalnymi knajpami z smakowitym jedzeniem zdecydowana wiekszosc to tanie bary z potrawami wystawionymi za szklana szyba (cos w rodzaju sklepowej wystawy z czasow komuny), skutecznie unikalismy tego kiszacego sie w sloncu jedzenia ale jednak, przez nasza nieuwage nas dopadlo:P Ryba ktora zamowilismy okaza sie wysuszonym szkieletem z za szyby. Po za tym to zaliczylismy nocny klub, gdzie wszyscy grali jedynie w bilard, popijajac herbate a na koniec obejrzelismy w pokoju hotelowym megahit gremliny przerwywane z reszta reklamami czesciej niz na polsacie :)

Bukttinggi

Kolejne indonezyjskie miasto, do ktorego uderzylismy to Bukittinggi. Nasza podroz do tego miejsca byla jedna z bardziej hardkorowych. Mysle, ze nalezy napisac kilka slow o "bajecznym" transporcie na Sumatrze:). Otoz glowne drogi, budowane jeszcze za czasow kolonii dunskiej, biegna po najbardzej gorzystych obszarach wyspy. Przejechanie odcinka o dlugosci 590km, w naszym przypadku miedzy Parpat (kolo j. Toba) do Bukittnggi zajelo nam 16h. Droga to glownie ostre zakrety, wyboje i mnostwo przystankow: na "jedzenie", WC i w celu zabrania kolejnych klientow. W tle okrutnie glosnej folklorowej muzyki, male dzieci placza, te starsze wymiotuja a rodzice usmiechnieci od ucha do ucha, nieporuszeni tym ani troche. A te wszystkie atrakcje za niemala kase. Cena transportu w indonezji nie jest stala. Zalezy od tego czy bilet kupujemy w malym miescie (np. Parpat), gdzie konkurencja biur sprzedazy jest mala, albo nawet jak w naszym przypadku biuro jest tylko jedno i cena jest wysoka. Gdy mamy okazje jechac z duzego miasta, wtedy wyjsciowa cena biletow moze byc nawet o polowe nizsza na tym samym odcinku. Dochodzi do tego jeszcze targowanie, mozliwe nawet przy cenach nadrukowanych na biletach. Bilet Parpat - Bukittinggi = 240 000 rupii = 85 PLN (stargowane 50 tys) Podsumowywujac, najlepsza opcja transportu na Sumatrze jest latanie samolotem, ceny roznia sie nieznacznie do busow :) W Bukittingg nie ma zbyt wielu atrakcji. ZOO z wypchanymi tygrysami (na szczescie), do ktorego trafilismy niezorientowawszy sie i zupelnie przypadkowo, spacerujac po miescie. Zwierzeta w nim mieszkaja w okropnych warunkach :/ .Sklepy z tanimi i fajnymi ciuchami, w ktorych jest tak duzo i jest w nich tak tanio, ze ciezko sie zdecydowac, wiec nic nie kupilismy, czego oczywiscie potem bardzo zalowalismy. Tanie knajpy z dobrym jedzeniem, polecamy restauracje Canyon opisana tez w LP. Miasto slynie glownie z atrakcyjnych okolic, to tez wynajelismy skutery i postanowilismy je zwiedzic. Pierwszym przystankiem byla wioska na terenie rezerwatu Batang Palupuh, oddalona jedynia kilkanascie km od miasta. Udalismy sie tam zeby zobaczyc najwiekszy na swiecie kwiat, zwany Raffesja, za ktorym turysci uganiaja sie po dzunglach calego swiata, a tu mozna dojechac do niego "podmiejskim". Jego srednica dochodzi nawet do 3m a waga osiaga niekiedy 3kg. 60 km, po drugiej stronie miasta znajduje sie dolina Harau. Ma dlugosc ok 3km, a na jej dnie leza wioski, gdzie glownie uprawia sie ryz i choduje sie ryby w przydomowych stawach. Wioski typowo lokalne, zadnych turystow, odnosi sie wrazenie, ze czas zatrzymal sie tu wiele lat temu a ludzie szczesliwie zyja z dala od miasta. Zbocza doliny to pionowe sciany siegajajace niekiedy 100 m wysokosci, po ktorych splywaja dziesiatki wodospadow. Przy jednym z nich wynajelismy domek z widokiem na pola ryzowe:) Ognisko z lupin kokosowych, grilowane ryby, browar i wieczorne rozmowy z lokalesami to byly nasze glowne zajecia tego dnia. O dzikosci tego miejsca swiadzyl brak pradu, ktorego posiadanie na glownym ladzie jest tu oczywiste. W domklu byly lampy naftowe, wiec problemu nie bylo. Kolejny dzien Jacek, typowy mieszczuch z Wrzeszcza:) rozpoczal nieprzespana noca, za co winil spiewajace ptaki, piejace koguty i rechoczace zaby, czego mu my z Olsenem (wyspani) wspolczulismy szczerze:P. Wynagrodzic to miala przejazdzka po okolicznych wodospadach i malowniczyh polach ryzowych, ktora niestety nie do konca sie udala, gdyz pogoda byla pochmurna, a dobre zdjecia, na ktore liczylismy wyszly niezbyt udane.
Bukittinggi, Sumatra (Indonesia)

niedziela, 11 września 2011

Lake Toba

Nastepnym miejscem na naszej trasie byla wulkaniczna wyspa Samosir na jeziorze Toba powstalym w poteznym kraterze wulkanicznym. Ciekawostka tego miejsca jest fakt, ze jeszcze 60 lat temu zamieszkiwaly te wyspe plemiona, zywiace sie ludzkim miesem! Sytuacje te zmienili przybyli tu w latach piecdziesiatych holenderscy misjonarze, ktorzy nawrocili te ludy na wiare chrzescijanska i tym samym zatrzymali kanibanizm w tym regionie. W indonezji 95% ludnosci to wyznawcy islamu, wiec wyspa ta swoisty ewenement w tym kraju, gdyz mieszkaja tu sami chrzescijanie, nazywani Batak. Zamieszkuja oni w drewnianych domach z charaktersytycznym dachem, przypominajacym rogi byka, skierowane ku niebu. Zamieszkalismy w jednym z takich tradycyjnych domow wraz z naszymi 2 wczesniej poznanymi kolezankami ze Szwajcarji. Jeden dzien poswiecilismy na przjeszczke dookola wyspy na wynajetych skuterach. Niestety jej spora czesc drog jest nieprzejezda, wiec przjechalismy jedynie polowe -120 km! Atrakcjami naszej trasy mialy byc wodospad i gorace zrodla ale okazaly sie srednio ekscytujace. Na szczescie sama jazda przez dziesiatki Batackich wiosek z setkami kosciolow po drodze i pieknymi widokami nas usatysfakcjonowala:) Pozostale 2 dni spedzilismy na tarasie naszego domku lub w ogradzie przed nim odpoczywajac... ;)
Lake Toba (Sumatra, Indonesia)

foto: Jacek i Krzyn

sobota, 10 września 2011

Bukit Lawang

Nazwa ta w jezyku indonezyjskim oznacza gorska brame. Dla nas to miejsce bylo faktycznie brama lecz do prawdziwej indonezyjskiej dzungli:D Bukit Lawang to miasto polozone nad rzeka, ktorej nazwy nieznamy, ale kilka lat temu wylala z koryta i zabila ponad 400 osob. Dzis przy jej umocnionych brzegach znajduja sie dziesiatki domkow do wynajecia za niewielkie pienadze, co rzecz jasna sprawdzilismy:). 200m od jej brzegu zaczyna sie jeden z wiekszych chronionych prakow: Dzungla o powierzchni ponad 1200 ha. Jednak najwieksza atrakcja Bukit Lawang sa orangutany w niej zamieszkujace. ok 50 lat temu sprowadzono je tu z wyspy Borneo, stworzono program ich ochrony, zbudowano na drzewach specjalne platformy, na ktorych zaostawiano dla nich pozywienie. Mimo, ze program ten 5 lat temu zakonczyl sie sukcesem, turysci nadal w wyznaczonych miejscach i okreslonych godzinach moga zobaczyc orangutany podczas karmienia, co niestety nie wplywa korzystnie na ich rozwoj, a jedynie mocno zasila budrzet regionu. Dzieki temu programowi zamieszkuje tu ponad 4 tysiace orangutanow z 7 zyjacych na wolnosci w calej Indonezji. Najprostrzym sposobem aby zobaczyc naszych przodkow jest odwiedzenie twz. feeding centre (centrum karmienia), polozonego na obrzerzach lasu w zachodniej czesci Bukit Lawang. Jednak my postanowilismy, ze wybierzemy se na dwudniowy trekong w glab dzungli. Kosztowalo nas to nie malo, ale udalo nam sie sporo stargowac i ostatczenie zaplacilismy ok 60$ od glowy, co okazalo sie naprawde warte tej przygody:) W naszej grupie bylo 11 osob: 2 dziewczyny ze Szwajcarji, turek, iranczyk, dwoch przewodnikow , 2 pomagierow i oczywiscie my:) Marsz przez dzungle okazal sie naprawde wymagajacy kondycyjnie i trudny technicznie. Liczne, bardzo strome podejscia i zejscia po sliskiej glinie, przeprawy przez rzeke, czy podchodzenie po stromych zboczach rzeki z aparatem w reku;D to tylko czesc atrkcji. Bo najwieksza byly wszechobecne dzikie zwierzeta doslownie na wyciagniecie reki. Orangutany, makaki, gibony czy ponad metrowe jaszczurki. W ponizszej galerii widac zdjecia np orangutanow robione z odleglosci mniej niz metra. Ponad to w grupie panowala swietna atmosfera, ktora podkrecal nasz mlody przewodnik Hadir, i jego fajki pokoju ;) Na koniec zaliczylismy rafting- slabo? :D
Bukit Lawang, Sumatra (Indonesia)

niedziela, 4 września 2011

Pulau Weh

Bede sie streszczac, gdyz jest srodek nocy i padamy na twarz, po 16 godzinnej przejazczce busem z Banda Acech do Medan - 600km, czekamy na vana do Bukit Lawang - rezerwatu orangutanow. Sam bus byl dosc przyzwoity, ale fakt, ze zatrzymywal sie co moment, prawie jak tramwaj w godzinach szczytu i polowa klijentow stala, probujac opierac sie o nas (siedzacych) nie poprawial naszego komfortu.
Po sprawdzeniu kilku butelek lokalnej wiskey i tym samym w bardzo miedzynarodowym towarzystwie pozegnaniu stolicy Malezji, samolotem na ktory ledwo zdazylismy dostalismy sie do Indonezji a dokladnij Banda Acech, polozonego na polnocy kraju. Dalej 2h promem na Pulau Weh, na ktroej spedzilismy ostatnie kilka dni. Jest to wyspa na oceanie spokojnym - jedno z najlepszych miejsc do nurkowania i snorelingu na swiecie, o czym mielismy sie okazje przkonac:) Powolnie plynacy czas, pyszna kuchnia, cisza, spokoj i lokalizacja naszego domku powodowaly ze ciezko bylo sie wyrwac:P Sea Garden to podwodny rezerwat niewyklych gatunkow ryb, zolwi i raf koralowych... ciezko opisac ten swiat a zdjec podwodnych brak. Uwierzcie nam na slowo- Wypas! :P .To wszystko bylo na wyciagniecie reki zaraz za barierka naszego przydomowego tarasu z widokiem na bezludna wyspe i ocean:)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Z Paryza do KL

Pierwsza czesc naszej podrozy przebiegla bardzo plynnie. Z Gdanska, po krotkim czasie dolecielismy do stolicy Francji, ktora przywitala nas bardzo milo. Nasze "paryskie" lotnisko bylo oddalone az o 120km od centrum i bilety autobusowe byly bardzo drogie. Postanowilismy wiec do centrum dostac sie autostopem. Okazalo sie to trafna decyzja, gdyz po 5 min zlapalismy stopa centralnie pod wskazany przez nas adres, zaoszczedzajac tym samym 45 euro:) W Paryzu zatrzymalismy sie u Alchima (Polaka), kolegi Jacka, ktory zaoferowal nam mieszkanie w samym centrum miasta, tuz obok Luwru. Juz tego samego dnia spacerkiem “zaliczylismy” wiekszosc typowych, turystycznych atrakcji tego miasta: Wieze Eiffela, Luk Triumfalny, Katedre Noter Dame i nasza zaoszczedzona walute moglismy, bardzo slusznie spozytkowac pijac piwo, z widokiem na Sekwane:).
Obecnie, po bardzo dluzacym sie 13 godzinnym locie, bez posilkow, nielimitowanego alkoholu, telewizorow, lecz z ladnymi stewardesami i w milym towarzystwie nowopoznanej kanadyjki Marley znalezlismy sie w KL. W przeciwienstwie do mnie chlopaki sa pierwszy raz w stolicy Malezji i za zarem w Azji ale po ich minach stwierdzam, ze bardzo im sie podoba w Kula Lumpur. Uwaga mamy, czytajce bloga, nie macie powodow do zmartwien:). Mieszkamy w samym centrum miasta w dzielnicy China Town w nowym hostelu z klimatyzacja, sniadaniem i bardzo mila obsluga, w cenie 20 zl od osoby, do ktorego zaprowadzila nas Marley. Zeby nie bylo tak cukierkowo nalezy wspomniaec, ze Jacka obcieraja nowe sandaly a Olsen zgubil jedyna bluze z dlugim rekawem, ktora mial, ale nie przejeli sie tym mocno, gdyz mamy tu okolo 25C a wokol mekka milosnikow bazarow z “markowymi” ubraniami i butami:P. Jednym slowem nie narzekamy. Pospacerowalismy po miescie, pieszczac nasze podniebienia przysmakami azjatyckiej kuchni a przy tym odhaczywszy kilka atrakcji turystycznych:D Jutro mieszkancy stolicy swietuja dzien niepodleglosci, wiec napewno nie bedziemy sie nudzic... :)

PS tylko kilika tymczasowych fot na fb bo picasa nie dziala

niedziela, 21 sierpnia 2011

Ruszamy w kolejna podróż w kierunku Azji pd-wsch

Tym razem za kierunek naszych azjatyckich podbojów wybraliśmy niezwykle orientalną Indonezję. Jest to kraj tysięcy wysp, setek wulkanów, wspaniałej przyrody i zwierząt. I chyba to są powody, dla których własnie tam spędzimy najbliższe prawie dwa miesiące. Jedziemy w nieco większym składzie niż ostatnio. Nasz trip zaczynam z Jackiem i Olsenem od lotu do Paryża, do którego lecimy na 3 dni, następnie do stolicy Malezji - Kuala Lumpur. Tam kilka dni na adaptacje, następnie lot na najbardziej północną część Indonezji, położoną przy Sumatrze wyspę Pulo Aceh, potem już z górki:) kolejne wyspy: Jawa, Bali, Lombok, Flores i na koniec lecimy z powrotem na półwysep Malezyjski a dokładniej do Singapuru, następnie Malaka i na zakończenie oczywiście KL, skąd wracamy do Londynu i kolejno do Gdańska. Mniej więcej w połowie tripu rozstajemy się z Olsenem ale za to dołącza do nas Gosia. Zaplanowaliśmy już naszą trasę, kupiliśmy kilka lotów międzywyspowych, ale zamierzamy głównie poruszać się stopem i busami. Poniżej mapa i miejsca, które planujemy odwiedzić.
Snorkeling z żółwiami na Pulo Aceh, rezerwat orangutanów w Bukit Lawang, wulkany Bromo i Merapi, surfing na Bali i gdzie się tylko da:), PN Komodo na wyspie Flores, z największymi jaszczurkami na świecie to główne cele wyjazdu. Niezwykłych miejsc, które odwiedzimy będzie znacznie więcej. Ale o nich szczegółowo przeczytasz na tym blogu, wiec zachęcamy do śledzenia. Jak ktoś nie lubi czytać to zdjęć napewno też nie zabraknie:)
Wyruszamy w najbliższy piątek.



Wyświetl większą mapę