Hong Kong to olbrzymia mieszanka kulturowa, wiekszosc z nich to Chinczycy, ale rowniez Europejczycy, Amerykanie, Indonezyjczycy czy Filipinczycy. Panuje tam wielki pospiech i chaos. Pierwszego dnia po calodobowym locie robimy maly tour po dzielni, wcinamy ja z Michalem sushi, Jystyna "Chinczyka", po malym piwku i zasypiamy jak dzieci.
Drugiego dnia w HK zwiedzamy Central, po czym udajemy sie piechota!! na Victoria Peak, z czego z reszta jestesmy bardzo dumni, bo nie widzielismy ani jednej osoby, ktora tak jak my tam poszla. Turysci wjezdzaja tam specjalnym tramwajem (cos w stylu jak ten na Gubalowke:)) lub dwupietrowym autobusem. Z Victorii Peak, gory panujacej nad Hong Kongiem widok miasta byl niepowtarzalny i zdecydowanie warty pomeczenia sie. Wieczorkiem zjezdzamy do Victoria Harbour, skad podziwiamy srednio spektakularne Light Show. Pokaz swiatla nie zachwyca nasz tak bardzo jak Aleja Gwiazd (podobna do tej w LA czy Miedzyzdrojach:)) z gwiazda samego Jackie Chan'a.
Trzeciego i ostatniego dnia w HK jedziemy na gorzysta wyspe Lantau, gdzie najwieksza atrakcja jest postawiony na samym szczycie najwiekszy siedzacy zrobiony z brazu Buddha na swiecie. Dostajemy sie do niego piekna trasa, ktora wiedzie nas kolejka linowa. Napawamy sie piekna natura tego miejsca, zakupujemy kartki, pamiatki, po czym wracamy do siebie, po niedlugim czasie lapiemy taxe i sru na lotnicho!! Na Filipiny!!
Gosia
Hong Kong |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz