sobota, 23 listopada 2013

Palawan i prąd przez pół dnia

Palawan to pierwsza z wysp, które odwiedziliśmy na Filipinach. Słynie z największych plaż rozsianych wokół wyspy, a także po mniejszych, w większości niezamieszkanych rajskich wysepkach. Aby się na nie dostać wykupuje się wycieczki malutkimi łódkami tzw. "island hopping", a następnie pływa się  miedzy nimi cały dzień. W cenie jest posiłek przygotowywany na jednej z bezludnych wysepek z owoców morza i ugrilowanych na miejscu ryb przez załogę łódki.
Po trzech dniach lotu po dotarciu do Puerto Princesy i jednym regeneracyjnym noclegu, wsiedlismy w busa i udaliśmy się na północ wyspy do El Nido, jednego z topowych miejsc na Filipinach. Zamieszfkalismy w czwórkę w bambusowym domku przy plaży i poczulismy, że jesteśmy w raju :) Spędziliśmy tu błogie 4 dni, w większości bez prądu, "skacząc" po okolicznych wysepkach, snurkujac, jeżdżąc na skuterach po najpiękniejszych plażach świata, do których dojazd byl nie raz duzym offroadowym wyzwaniem, kosztując lokalnej kuchni.
Poznaliśmy dużo fantastycznych miejscowych i Polaków, których z racji promocyjnych lotów jest najwięcej ze wszystkich obcokrajowców. Pozdrawiamy Anię i Piotrka z Nowego Sącza i dziękujemy za wspólne wycieczki i świetnie spędzony czas przy szklaneczkach przepysznego rumu za 7 zeta za butelkę ;)

Turystów jest niewielu co nas cieszy w odróżnieniu od miejscowych, którzy przeklinają media odstraszajace przyjezdnych nieprawdziwymi informacjami o tajfunie. Choc Hayan/Yolanda zniszczył wiele to nie można zapominać o pozostałych 94 milionach ludzi, ktorzy w wielu regionach żyją głównie z turystyki! Dlatego w imieniu naszym i miejscowych zachecamy do odwiedzania Filipin! To raj na ziemi! (Przy okazji chcielibyśmy podziękować Asi Sieradzan oraz Marysi i Piotrkowi Paszyńskim, którzy postanowili wesprzeć najbardziej poszkodowanych przez tajfun. Wsze ubrania i słodycze trafiły na małą wyspę Coron).

Filipinczycy to biedny narod lecz mieszkają tu niesamowicie przyjaźni i wiecznie uśmiechnięci ludzie dzięki którym to miejsce staje się niepowtarzalne. Ich drugim językiem jest angielski co bardzo ulatwia  z nimi kontakt i sprawia, że stają się nam bardziej bliscy. Ponad to nie są tak nachalni i nie oszukują jak ludność innych krajów azjatyckich.
Filipiny to także  kraj absurdów. Z jednej strony jeden z bardziej katolickich krajów świata,  gdzie ludzie kąpią się w ubraniach, gdyż tak bardzo wstydzą się pokazywać gołe cialo, z drugiej zaś kraj bardzo otwarty i tolerancyjny, gdzie co i rusz można napotkać dziewczynę,  która okazuje się chlopakiem tak zwanym Ladyboyem.

Ostatniego dnia w El Nido udało nam się zobaczyć narodowy sport Filipinczykow jakim są walki kogutów. Nie był on tak brutalny jak się spodziewalismy.  Cała walka trwała może 3 minuty. Więcej czasu zajęły zakłady. . Ogólnie nie popieramy sportów  na " śmierć i życie", ale nie wątpliwe było to dla nas ciekawe doświadczenie :)

Jutro lecimy na Cebu.


Ps. Strasznie słaby net więc tylko kilka zdjęć udało nam się wrzucić.

Krzyń i Gosia K

Pulawan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz