poniedziałek, 11 marca 2013

Na pożegnanie Malapascua

Z Cebu bardzo szybko złapaliśmy autobus do Maya, miejscowości najdalej wysuniętej na północ wyspy, po to, żeby stamtąd popłynąć do ostatniego miejsca naszej destynacji – wyspy Malapascua. Błękit morza podczas podróży do Maya towarzyszył prawie bez przerwy. Na miejscu razem z napojami i browarami załadowano nas na łódkę i popłyneliśmy na Malapascua. Wysepka ta jest przede wszystkim znana z nurkowania z rekinami thresher, które charakteryzują się niezwykle długą płetwą ogonową. Jako że my tylko snurkujemy, ominęła nas ta atrakcja:/ Nic to, bo nawet bez rekinów wysepka sama w sobie jest przepiękna – białe plaże, palmy kokosowe, turkusowa woda i chociaż widziałam piękniejsze – ładne rafy koralowe. Życie turystyczne na Malapascua skupia się na Bounty Beach, gdzie postawiono parę ładnych resortów, bungalowy, centra nurkowe oraz plażowe knajpki i bary. Na wyspie nie ma utwardzanych ulic, a ze środków transportu widziałam tylko łódki. To wszystko sprawia, że Malapascua różni się od typowych kurortów, takich jak np El Nido. Ceny na plaży są odpowiednio wyższe (ale nie zaporowe), dlatego chętnie wybieraliśmy się ok. 200 m w głąb wyspy, gdzie odkrywaliśmy knajpki z dobrym i tanim żarciem. Tylko Filipińczycy na Malapascua przewyjątkowo filipińsko zamuleni – na szamkę prawie zawsze czekaliśmy (i tu nie przesadzam) ponad godzinę(Pewnie na jednym palniku dla całej knajpy gotują;)). Dobijająca świadomość niedługiego powrotu w „zimne kraje” podpowiadała, że trzeba się dobrze wyleżeć, wygrzać i wypluskać.. i tak też robiliśmy:) Dla urozmaicenia słodkiego lenistwa, jednego dnia wypożyczyliśmy łódkę z panem „kapitanem”, sprzęcior do snurkowania i popłynęlismy wokół wyspy. Był to rewelacyjny pomysł, bo odkryliśmy, że dopiero po drugiej stronie Malapascua kryją się najpiekniejsze miejsca. Nie obyło się oczywiście bez atrakcji snurkowej, podczas której w przejrzystej wodzie podziwialiśmy fajne rafki i uwaga!! wrak japońskiego statku, najprawdopodobniej z drugiej wojny światowej! Żeby tych atrakcji było mało, obserwowaliśmy całe ławice małych rybek skaczących nad wodą. To niezwykłe zjawisko wyglądało jakby specjalnie przygotowany dla nas wodny taniec:) Pod wodą wypatrzyłam też leżącego na dnie morskiego węża, długi i kolorowo-zygzakowaty budził grozę. Wieczorami podziwialiśmy piękne zachody słońca.. Niedługo po tym przyplażowe bary pustoszały, wyspa szybko zasypiała.. Trochę brakowało nam, żeby posiedzieć dłużej w towarzystwie ludzi, ale typowo nurkowe klimaty tego miejsca rządzą się swoimi prawami.. Po 23:00 pozostawało nam tylko pójść na swój taras i tam z rumem lub piwkiem wsłuchiwać się w bardzo intensywne nocą „głosy” tropików. Oprócz życia turystycznego na wyspie istaniało też życie lokalesów w pobliskiej wsi. W dzień nie zaglądaliśmy do niej, ale wieczorami gdy ją odwiedzaliśmy zawsze tętniła życiem. Dorośli, dzieci, zwięrzęta, dużo muzyki, w piątki i soboty tańce, wspólne oglądanie tv na ulicach – istna sielanka. Przy tej okazji wspomnę, że Filipińczycy to bardzo muzykalny naród. Uwielbiają oni występy karaoke, za które nawet zbierają specjalne punkty, ale oprócz tego śpiewają dosłownie wszędzie, w szczególności amerykańskie kawałki. Nie ukrywam, że byłam w szoku, gdy w pierwszym mieście na Filipinach dziewczyna obsługując mnie w barze przy kasie wyła jeden z hiciorów Celine Dion:) 25 lutego z portu lotniczego w Cebu ze smutkiem opuściliśmy Filipiny. Zapamiętam je jako kraj uśmiechniętych i życzliwych ludzi, bardzo tropikalny, ale i urozmaicony, pełen skalistych, ale też płaskich wysepek, błękitnej wody, olbrzymich pól ryżowych i zielonych gór. Jak każde miejsce na Ziemi ma też swoje gorsze strony, jak ciemne, zaśmiecone miasta. Odczuliśmy, że przemieszczanie po Filipinach nie należy do najprostszych. Z pewnością Chiński Nowy Rok i watacha turystów, która przybyła wtedy na urlop, uniemożliwia mi obiektywną ocenę, jak to tam rzeczywiście jest. Pomimo ww Świąt i podobno kilkukrotnej przebitki z tej okazji, ceny zdawały się być cały czas bardzo przystępne, a momentami nawet śmiesznie niskie. Z Filipin liniami lotniczymi Cebu Pacific powróciliśmy do Hong Kongu, gdzie na wyjątkowo wygodnych lotniskowych ławkach spędziliśmy noc, po czym rano liniami Aerofłot z międzylądowaniem w Moskwie polecieliśmy do Polski. Gosia
Malapascua

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz