wtorek, 10 listopada 2009

Are you guys goin' for tubing?

Po zdecydowanie malo komfortowej podrozy, maksymalnie upakowanym miniwanem (13 osob) marki Daewoo, na plycie podlogowej nie wiekszej niz ta od Lanosa:) dostalismy sie do miejscowosci Vang Vieng. Na szczescie wszystkie niedogodnosci rekompensowaly nam piekne widoki gor krasowych, przypominajace wygladem chinskie mogoty. Poczatkowo miasteczko nie zachwycilo nas wcale- kurz na ulicach, tandetne stioska z ciuchami oraz kiczowate Guset Housy. Szybko jednak zmienilismy zdanie o Vang Vieng. Okazalo sie ze to niepozorne miasteczko to jedna wielka impreza, a bialych ludzi spotkac tu mozna czesciej niz lokalnych. Miejsce slynie z niezliczonej ilosci knajpek, w ktorych przez cale dnie puszczany jest popularny serial “Przyjaciele”, przy ktorym bialy czlowiek pozywic sie moze pizza oraz innymi europejskimi i lokalnymi przysmakami (w bardzo dobrej cenie). Jednak najwieksza rozrywka miasteczka jest “tubing”- czyli splyw na wielkich samochodowych dentkach w dol rzeki Song. Teoretycznie zajmuje on okolo 3 godzin ale po zaliczeniu wszystkich atrakcji mozna zajac nawet caly dzien. Tuk-tuki podwoza ludzi w gore rzeki, skad uczestnicy zabawy wraz z oponami dryfuja z pradem z powrotem do miasta. Sprawa wydaje sie bardzo prosta, gdyby nie usiane wzdluz rzeki glosne bary oferujace skoki na linach do rzeki, olbrzymie slizgawaki oraz darmowe drinki i roznego rodzaju odurzacze. Oprocz imprez nad rzeka nie brakuje ich rowniez w miesteczku. Wieczorami nie jest ciezko spotkac zmeczaona (czytaj pijana) mlodziez wracajaca z tubingu i zarazem zmierzajaca dalej sie bawic do okoliczneych barow. Taki styl zycia powoduje ze ludzie przybywajacy do Vang Vieng zapominaja o rzeczywistosci i zatrzymuja sie tutaj na wiele tygodni a nawet miesiecy. Najpopularniejsze bary w miescie obslugiwane sa przez Europejczykow, muzyka jest typowo europejska a alkohol podawany w litrowych wiaderkach, zwanych Whiskay Bucket:] (WhyskayLaoLao + Redbull + Pepsi + duzo lodu = ok 4zl) co tworzy dosc nietypowy klimat, mozna powiedziec, ze biali stworzyli sobie swoj wlasny raj w Azji. Nas to miejsce rowniez zatrzymalo az na 5 dni ale nie zalujemy:P
Oprocz “tubingu” i innych atrakcji na rzece, okolice Vang Vieng to zapierajace dech w piersiach widoki na krasowe gory, przepiekne laguny idealne do plywania z turkusowa woda rzeki Song oraz olbrzymie jaskinie, ktorych sa niezliczone ilosci (czesto zalane woda i z mozliwoscia plywania w nich). Miejsca te oddalone po kilka kilometrow od miasta zwiedzic mozna rowerem badz na skuterze, my wybralismy wersje dla leniwych (czytaj: skuter).
Po “wielkim wywczasie” w Van Vieng pokonujemy setki kilometrow na poludnie, az pod granice kambodzanska, do miejscowosci Si Phan Don, polozonej na jednej z “4-tysiecy wysp” na Mekongu. Poczatkowym planem bylo szybkie przemieszczenie sie z wioski na bardziej interesujace wyspy, jednak choroba Krzyska zblokowala nas tutaj na 2 kolejne dni, po czym z braku czasu zrezygnowalismy z wypadu na dalsze wysepki. Nie czekajac dlugo zakupilismy bilety do kambodzanskiego Siem Reap.
Vang Vieng


Gosia i Krzysiek

4 komentarze:

  1. heh. Nadal puszczają PRZYJACIÓŁ?
    ciekaw jestem czy ten Niemiec ciągle robi w tej knajpie na przeciwko BARBER SHOPU :)

    Goro

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe mowa o Qbarze pewnie. niemca nie widzialem ale duzo bialych tam obsluguje. ogolnie biby mega grube:D cieko bylo wyjechac

    OdpowiedzUsuń
  3. co to to ostatnie na zdjęciach?

    OdpowiedzUsuń
  4. 29 yr old Assistant Manager Alic Waddup, hailing from Burlington enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and Model building. Took a trip to Cidade Velha and drives a Bronco. tutaj

    OdpowiedzUsuń