wtorek, 17 listopada 2009

Mui Ne i Hoi An

Po 2 dniach pobytu w stolicy Kambodzy wsiedlismy w autobus i udalismy sie do Sajgonu - najwiekszego miasta Wietnamu. Po przekroczeniu granicy od razu odczulismy ze wjezdzamy do duzo bardziej rozwinietego panstwa niz poprzednie. Napotkany w busie Szwajcar mowil, ze Phnom Phen wyglada jak Sajgon przed 15 laty i wydaje sie ze mial racje. Czyste ulice, brak smrodu, typowego dla duzych azjatyckich miast, nowoczesna architektura i normalne taksowki zamiast rozgruchotanych, halasujacaych tuk tukow. Wiekszosc turystow zatrzymujacych sie w Sajgonie traktuje je jako baze wypadowa okolicznych atrakcji, glownie delty mekongu. My niestety z braku czasu zmuszeni bylismy szybko opuscic Cho Chi Min City, bo taka jest oryginalna nazwa tego miejsca, pochodzaca od nazwiska slynnego w calym kraju rewolucjonisty Cho Chi Mina. Jeszcze tego samego dnia wykupilismy tzw open tour ticket i udalismy sie na polnoc. Bilet ten pozwala dosc wygodnie (miejsca do spania) przejechac caly kraj az do Hanoi z mozliwoscia zatrzymania sie w wybranych miejscach. Skorzystalismy z tej mozliwosci i zatrzymalismy sie 250 km za Sajgonem w nadmorskim resorcie wypoczynkowym Mui Ne. Miejsce to bardzo nam sie spodobalo. Mimo wszechobecnych drogich i luksusowych hoteli z basenami, znalezlismy dla nas bardzo ladny hotelik w dobrej cenie i chyba po praz pierwszy z klima (innych nie bylo:P) Po blogim wypoczynku rano udalismy sie na plaze wyrownac nasze wiejsko opalone rekawki:D. bardzo przyjemnie spedzalismy czas kapiac sie w Morzu Poudniowo Chinskim i kosztujac wysmienitej lokalenj kuchni w plazowych (o dziwo bardzo tanich) knajpkach. Z powodu niuchronnie zblizajacej sie daty wylotu z Hanoi, niestaty juz po poludniu wsiedlismy w kolenjy bus do nastepnego wybranego przez miasta. Bylo nim Hoi An polozone jakies 600km na polnoc od Sajgomu. Przepiekna mala miejscowosc ukazujaca olbrzymie wplywy chinsko-japonskie jak rowniez francuskie, ktore mozna bylo zauwazyc glownie przepieknej architekturze miasta oraz kuchni. Mnustwo waskich uliczek z malutkimi sklepikami, gownie z lokalnym rekodzielem. Po wejsciu do nich wyroby czesto zapieraly dech w piersiach. Niestety ceny, dla nas biednych polskich backpakerow byly dosc zaporowe wiec ograniczulismy sie do recznie wykonanych, kolorowych miseczek z kokosa. Skosztowalismy tez lokalnego przymaku jakim byly tzw White Rose czyli krewetki zawijane w w cieniutkie ciasto ryzowe i gotowane na parze podawane z sosem czosnkowym oraz Wonthong czyli ponownie krewetki w tym samy ciescie lecz smazone w glebokim tluszczu podawane z wazywami - pychaota:). Niestety Hoi An rowniez opuscilismy bardzo szybko i udalismy sie do stolicy Wietnamu - Hanoi.
PS niestety narazie nie mamy mozliwosci wrzucenia zdjec
Mui Ne i Hoi An

krzysiek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz